niedziela, 13 maja 2012

Rozdział pierwszy


         Westchnąłem zły, po raz kolejny zmieniając pozycję. Byłem niesamowicie zmęczony, a sen jak na złość nie chciał przyjść. Położyłem się na plecach, patrząc tępo w sufit. Przetarłem dłońmi twarz. Czuję, że chyba będę zmuszony do kupienia środków nasennych, które być może okażą się skuteczniejsze od liczenia przeskakujących przez płot owieczek. Ostatnio coś ze mną jest zdecydowanie nie tak. Jeżeli one nie pomogą umówię się do jakiegoś terapeuty, który zapewne stwierdzi, że mam nie po kolei w głowie i zamknie mnie w ośrodku psychiatrycznym. Na pewno. Sięgnąłem po telefon, który zawsze trzymałem przy sobie, tak na wszelki wypadek. Tym razem sprawdziłem tylko godzinę. Dochodziło w pół do czwartej nad ranem, a ja nie zmrużyłem nawet na chwilę oka! Przesłuchałem najwolniejsze kawałki na mojej playliście i nic! Podniosłem się, spuszczając nogi na miękki dywan. Na szczęście dzisiaj mamy wolny dzień. Nie wyobrażam sobie być na koncercie, czy też udzielać wywiadu po nieprzespanej nocy. Kompletna porażka. Zdecydowałem się, że skoro i tak nie mogę spać, to zrobię coś pożytecznego. Tak więc, po chwili byłem już w kuchni i wstawiałem wodę na herbatę. Z szafki wyjąłem żółty kubek z uśmiechem, do którego wrzuciłem saszetkę truskawkowej herbaty z nutką wanilii. Usiadłem na stołku, przy dość wysokim blacie kuchennym, opierając twarz na dłoni. Chłopcy przerażą się, gdy mnie zobaczą… Takiego nieogarniętego, zmęczonego z podpuchniętymi oczami, nawet ja nie chciałbym oglądać takiego widoku, także moje postanowienie na dzisiaj to unikanie luster. Oby się udało. Powoli moje myśli stawały się coraz bardziej nie poukładane, a powieki dziwnie ciążące. Miałem wrażenie, że słyszę jakiś kobiecy, delikatny głos, gdzieś w oddali widzę bliżej nieokreślony kształt, który z każdą sekundą bardziej przypominał człowieka. W dodatku ta jasność, to przenikliwe uczucie ogarniającego mnie dobra. Było mi przyjemnie, tak inaczej niż zawsze. Ten stan uświadomił mnie, że właśnie czegoś takiego potrzebuję… Ten stan, z którego właśnie zostałem wyprowadzony przez irytujący dźwięk czajnika, który oznajmiał, że woda się zagotowała. Kolejny raz tej nocy westchnąłem zły i zalałem herbatę. Byłem wściekły, kiedy próbuję zasnąć- nie udaje mi się, a kiedy już zamierzam robić coś pożytecznego-sen nieświadomie przychodzi. Złapałem kubek z gorącym napojem, a następnie ostrożnym krokiem kierowałem się w stronę kanapy. Postawiłem niesioną przeze mnie rzecz na niskim, drewnianym stoliku, po czym ułożyłem się wygodnie na miękkiej sofie, przykrywając zielonym kocem. Włączyłem sobie telewizor, w którym tak, czy owak nic ciekawego nie leciało. Przez chwilę zainteresował mnie kawałek odcinka „Ekipy z New Jersey” na MTV, jednak po chwili moje myśli powędrowały w stronę kobiety oświetlanej czystą bielą, jakby dobrem, szczęściem, zadowoleniem. Wszystko co najlepsze było w niej. W dodatku jej dźwięczny głos, którym mnie oczarowała. Doszedłem do wniosku, że ze mną jest naprawdę coś nie tak. Jak nie uczucie, że ktoś przy mnie jest, to bezsenność lub sny o Aniołach. Tak, ta kobieta zdecydowanie była Aniołem.


         
         Mężczyzna biegł ile sił w nogach, złapanie oddechu sprawiało mu trudność, a wydawałoby się, że odległość między nim, a ukochaną się nie zmniejsza. Ona zaś z niecierpliwością małego dziecka czekała na samolot. Chciała wylecieć, jak najdalej od miejsca, w którym przeżyła swoją wielką miłość. Tyle wspólnych, magicznych chwil, wspomnień, uśmiechów. Wszystko to przestało się liczyć, kiedy dowiedziała się, że on ją okłamał. Nie mogła znieść tej myśli, czuła się zdradzona i oszukana. Podobno miłość przebacza, jest wyrozumiała…On nie potrafił wyznać, jakże istotnej prawdy, ona nie potrafiła wybaczyć. Otarła chusteczką łzy, spływające po twarzy. Po lotnisku rozniósł się głos, informujący pasażerów lecących do Los Angeles, aby udali się w stronę odprawy. Kobieta z westchnięciem podniosła się z miejsca, ruszając wolnym krokiem w wymienione przez informatora miejsce. Jakże wielkie było jej zdziwienie, kiedy usłyszała ten znajomy głos. Głos, za którym tak tęskniła, którego tak potrzebowała..
-Jenna, proszę –poczuła ciepłą dłoń na ramieniu.
Obróciła się w stronę ukochanego, patrząc mu prosto w oczy.
-Jenna, kochanie. Tak bardzo cię przepraszam. Wiem, że źle postąpiłem, nie wybaczę sobie tego nigdy, ale proszę nie odchodź.. –jego dłonie dotykały jej policzków, a głos drżał od emocji –Kocham cię najmocniej na świecie i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie u mego boku. Proszę, wybacz.
Niespodziewanie mężczyzna uklękną przed zaskoczoną Jenną. Z kieszeni beżowej kurtki wyciągnął małe, czerwone pudełeczko.
-Wyjdziesz za mnie?
Kobieta zakryła usta dłonią, a z jej oczu poleciała niezliczona ilość łez. Pokiwała delikatnie głową, po czym uklęknęła przed swą wielką miłością, przytulając z całych sił. Szeptała mu na ucho jak bardzo go kocha, po chwili ich usta złączyły się w pocałunku. Gdzieś w tle zaczęła lecieć muzyka, a na ekranie pojawiły się pierwsze napisy.
-Błagam, nigdy więcej nie oglądajmy filmów, które wybrał Louis –powiedziałem nie ukrywając znudzenia po obejrzanym filmie.
Wszyscy machinalnie spojrzeliśmy na najstarszego z naszej piątki. O dziwo, ten siedział, wtulony w poduszkę, którą kurczowo ściskał, a po jego policzkach spływały łzy. Mój wzrok pokierowałem w stronę Nialla, który z dziwną miną obserwował Louisa, zresztą Liam robił to samo. Tylko Harry wzruszony uczuciami swojego przyjaciela, uśmiechał się głupkowato.
-Aww –wymknęło się z ust Hazzy, który w mgnieniu oka znalazł się przy Lou, przytulając go do swojej klatki piersiowej.
Liam zachichotał, ale widząc wzrok pocieszającego, zamilkł. Tym razem mi zachciało się śmiać, jednak opanowałem się, nie chcąc podpaść Loczkowi.
-Idziemy coś zjeść? –zapytał Niall, próbujący chyba także wybrnąć z tej komicznej sytuacji.
Pokiwaliśmy głowami na znak zgody, po czym udaliśmy się do kuchni. Zasiadłem przy stole, a miejsce naprzeciwko mnie zajął Liam. Blondyn zajął się robieniem kanapek. Co prawda gotowanie nie wychodziło mu najlepiej, ale kanapki robił wyśmienite. Rozmawialiśmy na temat Louisa i jego wzruszeniu podczas oglądania filmów. Często zdarzało mu się płakać, a jeszcze częściej wybierał filmy romantyczne, których powoli miałem dość. Za każdym razem, kiedy chcieliśmy obejrzeć film, na który akurat nie miał ochoty, zaczynał marudzić. Marudzący Louis? Tak, wiem.. ale zdarza mu się. Po paru minutach przed oczami pojawił mi się talerz pełen smakowicie wyglądających kanapek.
-Wiesz Zayn, marnie dzisiaj wyglądasz –oznajmił z pełną buzią Niall.
Liam zakrztusił się jedzeniem, robiąc się przy tym czerwony. Wstałem natychmiastowo, po czym zacząłem klepać go po plecach. Chłopak zaczął machać rękoma, nie do końca wiedziałem o co mu chodzi, więc zwiększyłem trochę siłę z którą go uderzałem.
-Wody, daj mu wody! –krzyknąłem spanikowany.
Irlandczyk podniósł się szybko z miejsca, przy okazji przewracając krzesło. Nalał do szklanki przeźroczystą ciesz, a następnie podał mi ją, a ja Liamowi każąc mu się napić. Po paru sekundach chłopak odetchnął z ulgą.
-Dzięki- wychrypiał.
-Nie ma za co. Wiesz, mam wprawę w ratowaniu ludziom życia, a Zayn szybko się ode mnie uczy –wyszczerzył się blondas.
-To że wam podziękowałem, nie zmienia faktu, że to wasza wina.
-Słucham? Zawdzięczasz nam życie i winę zwalasz na nas? –pisnął Niall.
-O mało się nie udusiłem przez was, ale pomogliście mi, więc wina wyrównuje się i nie jestem zły.
-Że jak? To nie nasza wina, że jesteś taką sierotką, kochanieńki. Zakrztusiłeś się przez własną nieuwagę, a my, bohaterowie pierwsza klasa cię uratowaliśmy. Koniec dyskusji –stwierdził Niall z poważną miną i uniesionymi brwiami.
Liam prychnął, a ja się zaśmiałem. Uwielbiam nasze niby kłótnie, które nie mają większego celu, a są prowadzone w czysto komiczny sposób.
-Niall przyjacielu, muszę ci wyznać, że mówiąc to przypominałeś mi te.. –nie pozwolono mi dokończyć, ponieważ rozbrzmiał telefon Daddy Direction.
Liam wyciągnął telefon, po czym przytknął palec do ust, dając nam znak, że mamy zachować ciszę. Postanowiliśmy mu nie przeszkadzać i z blondaskiem udaliśmy się do salonu. Harry i Louis pochłonięci byli oglądaniem programu tanecznego, więc nie robiąc większego zamieszania dosiedliśmy się. Westchnąłem znudzony. Program nie wzbudził we mnie żadnego zainteresowania, zresztą w Niallu także. Chłopak smacznie spał z otwartą buzią. Fani byliby wniebowzięci widząc go w tej chwili. Nie czekając dłużej, wyciągnąłem komórkę i pstryknąłem śpiącemu zdjęcie. Zalogowałem się na twittera, dodałem zdjęcie i z zaciekawieniem zacząłem czytać opinie na jego temat. Directionersi potrafią się zachwycać i uważać za słodkości śpiącego z otwartą buzią Irlandczyka! To jest niesamowite. 
-Słuchajcie, przełożyli nasze jutrzejsze spotkanie na dzisiaj -poinformował nas Liam, wchodzący do salonu.
-Co? Jak to? -jęknąłem zdezorientowany.
-Tak to. Chcą już dzisiaj rozmawiać o szczegółach trasy, która ma się rozpocząć szybciej.
-Szybciej?!
-Taką właśnie dostałem wiadomość. Mamy zjawić się już o siedemnastej, więc ruszajcie się i jedziemy. I weź ktoś obudź Nialla.
Louis wydał z siebie szalony okrzyk, a po chwili biegł już w stronę niczego niespodziewającego się blondyna. Nim się obejrzeliśmy, zgniatał go swoim ciałem. Nie zważając na jęki i wołania o pomoc Nialla poszedłem poprawić swój wygląd.


      Godzina dwudziesta trzecia dwadzieścia siedem, a my dopiero wracamy do domu. Jedyne czego pragnę w tym momencie to prysznic i wygodne łóżko. Tak też zrobiłem. Po przekroczeniu progu domu, każdy z naszej piątki udał się w swoją stronę. Dziesięciominutowy prysznic trochę mnie otrzeźwił, lecz nie wystarczająco. Wręcz z zamkniętymi oczyma kierowałem się w stronę łóżka, które wydawało mi się być cudem tego świata. Moja twarz ledwo dotknęła miękkiej poduszki, a ja już spałem w najlepsze. Niestety nie trwało to długo, bo już po trzech godzinach nie spałem. To się robi chore i tyle. Usiadłem na łóżku, opierając się plecami o zimną ścianę. Na ramionach pojawiła mi się gęsia skórka, ale nie przeszkadzało mi to, wręcz przeciwnie. Był to jak dla mnie znak, że nie śnię i zaraz nie spotkam mojego Anioła. Śniła mi się po raz kolejny, jeszcze piękniejsza i dobra niż wcześniej. Bardziej rzeczywista. Chciała ze mną porozmawiać, mówiła o mojej próżności i samolubności, że się zmieniłem. Nie dała mi dojść do słowa, przecież to co mówiła to nieprawda. Bzdury. Może i się zmieniłem, ale czy aż tak? I czy na złe? Może mi ktoś odpowiedzieć?


*
Tak o to zakończę pierwszy rozdział. Jak na razie nudno i nic ciekawego się nie dzieje, do czasu. Poczekajcie cierpliwie, a akcja się ruszy :) 
Jeśli chcielibyście być informowani, zostawcie jakieś namiary.


piątek, 23 grudnia 2011

Prolog

22.11.2011r.
    Wszystko zaczęło się przecież tak niedawno. Bez problemów mogę sięgnąć do tamtego wydarzenia pamięcią, jakby to było wczoraj. Minął dobry rok, to niesamowite… Wciąż nie mogę w to uwierzyć. Czuję się jakbym miał najwspanialszy sen na świecie, z którego właśnie się obudziłem i zastanawiam się czy to już jawa.
     Wtedy to był wręcz genialny, najwspanialszy pomysł na jaki ktokolwiek mógłby wpaść. Czy żałuję? Nie. Chyba nie. Sam do końca nie wiem… Przecież mogłem się wycofać, teraz na to za późno. Za dużo osiągnąłem, za dużo mógłbym stracić. W tej chwili nie pozostaje mi nic innego jak dawać z siebie najwięcej, starać się i pozostać sobą. Być sobą. To takie śmieszne… Jak można przestać być sobą? Ile razy słyszymy „Jestem jaki jestem i nic tego nie zmieni”? Jak bardzo się wtedy mylimy? Te słowa krążyły w moich myślach zawsze, nie wiem dlaczego.
       Zmieniłem się, cholernie się zmieniłem. Nie wiem tylko czy na gorsze, czy na lepsze. Każdy z naszej piątki się zmienił, to było nieuniknione. Wiedzieliśmy o tym. Z resztą nie tylko nasze charaktery się zmieniły. Całe nasze życie uległo wielkiej zmianie.

01.12.2011r.
      Nie wiem co mnie podkusiło, żeby znowu napisać w tym zeszycie. Tamten wpis miał być tylko pozbyciem się myśli, które od dłuższego czasu siedziały w mojej głowie. Liam doradził mi pisanie, nawet sam kupił zeszyt. Piękny zeszyt w zebry.
      Próbuję sobie ostatnio poprawić humor, ale nie potrafię. Czy jestem, aż tak beznadziejny? Cały czas czuję, że robie coś źle, że coś mi umyka. Nie wiem skąd te myśli, ale chyba dlatego zaniedbuje kumpli i rodzinę. W dodatku czuję jakby ktoś ciągle przy mnie był. Wiem, brzmi przerażająco, ale kiedy tylko to coś „przychodzi” czuję się o wiele spokojniej i pewniej. Mówiąc o tym Liamowi, ten stwierdził, że to jakiś duch, po czym zaczął się śmiać i powiedział, że odbija mi na starość… Ale ktoś naprawdę ze mną jest! Nawet teraz. Uspokaja mnie i wprowadza w taki miły stan. Sprawia, że czuję się dobry. Zayn, chłopie serio świrujesz!

~*~

-Nie rozumiesz...On zaczyna czuć moją obecność-powiedziała bezradnie brązowowłosa.
Chodziła w kółko, łapiąc się za głowę. Była przerażona i nie wiedziała co ma robić.
-Dlaczego się tak tym przejmujesz? -zapytała blondynka, patrząc uważnie na swoją siostrę.
-Dlaczego?! Pytasz się dlaczego?! -krzyczała podenerwowana.
Stanęła w miejscu, po czym przetarła twarz rękoma. Wzięła parę głębszych wdechów i odwróciła się w stronę blondynki.
-Przepraszam, że na ciebie nakrzyczałam. Chodzi o to, że jeśli człowiek zacznie wyczuwać naszą obecność, bardzo nas potrzebuje. Jest zagubiony, nie wie co ma robić. Wiesz jakie jest nasze zadanie, kiedy nastąpi ta chwila? 
Delancey pokręciła przecząco głową. Shannen westchnęła, spojrzała siostrze w oczy i powiedziała łamiącym się głosem:
-Musimy pomóc im osobiście.